|
 |
Łowcy skarbów pomogą naukowcom |
|
|
Wojciech Pastuszka
|
Część archeologów chce zakopać topór wojenny z poszukiwaczami
skarbów. Żeby razem poszukiwać zabytków naszej kultury i tępić
pospolitych rabusiów.
Dziewięć tysięcy odzyskanych monet, 19 tys. innych zabytków, 12
zatrzymanych osób - to bilans ubiegłorocznej akcji lubelskiej policji
przeciwko złodziejom okradającym stanowiska archeologiczne. Okazało się
też, że rabusie z Lubelszczyzny splądrowali 11 dawnych grodów i
zniszczyli siedem cmentarzysk.
 Wspólna akcja archeologów i poszukiwaczy skarbów w Nowej Cerekwi na Opolszczyźnie
Nieco kryminalne hobby
Uzbrojonych
w wykrywacze metali poszukiwaczy skarbów, zwanych detektorystami, jest
w Polsce ok. 60-80 tys. Są wśród nich zwyczajni złodzieje. To oni
powodują największe szkody. Ale większość traktuje wyjazdy z
wykrywaczem jako hobby i sposób spędzania wolnego czasu. Szukają
głównie militariów z okresu I i II wojny światowej. Często nie zdają
sobie sprawy, że przy okazji mogą zniszczyć stanowiska archeologiczne.
Istnieje
też grupa pasjonatów, którzy pomagają archeologom i często zgłaszają
znalezione zabytki i stanowiska. Zdarza się nawet, że za własne
pieniądze odkupują od innych poszukiwaczy bezcenne zabytki, by trafiły
do muzeum, a nie znikły na czarnym rynku. I tak, w świetle prawa stają
się paserami.
Obecne prawo wszystkich poszukiwaczy traktuje tak
samo. Na każde poszukiwania, nawet poza stanowiskami archeologicznymi,
potrzebna jest zgoda konserwatora zabytków. Kto jej nie ma, staje się
złodziejem. Jej uzyskanie nie jest jednak łatwe. Często zgody na użycie
wykrywaczy metali nie dostają nawet archeolodzy, gdyż jeszcze niedawno
obowiązywało zalecenie Generalnego Konserwatora Zabytków przeciwne ich
używaniu.
Tymczasem hobbysta, który chce w weekend dla relaksu
pochodzić godzinkę, dwie z wykrywaczem po zwykłym polu, zazwyczaj nie
zawraca sobie głowy pozwoleniami. Gdy znajdzie zabytek, zazwyczaj go
nie zgłasza z obawy przed kłopotami. W efekcie tysiące przedmiotów nie
trafiają do naukowców, mimo że zgodnie z prawem są własnością skarbu
państwa i powinny być przekazane konserwatorowi.
Temu
problemowi poświęcona była niecodzienna konferencja, na której w
Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego spotkali się
archeolodzy, konserwatorzy zabytków i poszukiwacze skarbów. Przeważała
opinia, że najlepszym lekarstwem jest ucywilizowanie działalności
poszukiwaczy i ich edukacja.
 Złoto Celtów - Dzięki wspólnej akcji w Nowej Cerekwi na Opolszczyźnie
archeolodzy i poszukiwacze skarbów uratowali przed rabusiami kilkaset
celtyckich zabytków.M.in. 69 monet, w tym 18 złotych
Pozwólcie nam wejść do gry
- Wykrywaczy jest coraz więcej i są coraz tańsze. Grabież stanowisk
archeologicznych wzrasta, a zakazy nie chronią ich skutecznie. Tracimy
bezpowrotnie ogromną wiedzę o naszej przeszłości. Odpowiedzialni za to
są nie tylko poszukiwacze, ale też urzędnicy i złe przepisy - mówił dr
Tomasz Nowakiewicz.
Również w środowisku detektorystów coraz
więcej osób pragnie ucywilizować swoje hobby. - Udało nam się przekonać
niektórych poszukiwaczy, by w pewnych miejscach nie kopali - mówił
"Gazecie" anonimowo pewien znany poszukiwacz ze Śląska.
-
Potrzebna jest jasna definicja zabytku, określenie zasad prowadzenia
samodzielnych poszukiwań i wskazanie miejsc, gdzie detektoryści nie
powinni się pojawiać. Czyste reguły gry - tego chcemy - przekonywał na
konferencji poszukiwacz Mirosław Bieniecki z Krajowego Stowarzyszenia
Odkrywców Archeopogotowie. - Nasze pasje nie zawsze są pasjami
grabieżców. To często zamiłowanie do swoich okolic, swojej małej
ojczyzny.
Bieniecki chciałby, żeby można było swobodnie szukać
pamiątek z okresu I i II wojny światowej poza stanowiskami
archeologicznymi.
Ułatwianie życia poszukiwaczom zazwyczaj
przynosi dobre wyniki. - Wojewódzki konserwator w Warmii i Mazurach
umożliwia im uzyskiwanie zezwoleń na szukanie nowożytnych przedmiotów.
W efekcie coraz częściej detektoryści zgłaszają znalezione przy tym
zabytki - opowiada Jarosław Sobieraj, archeolog z Muzeum Warmii i Mazur
w Olsztynie.
Archeolodzy wskazywali m.in. na rozwiązania
duńskie, gdzie poszukiwacze ściśle współpracują z archeologami i oddają
zabytki do muzeów. W zamian zyskują sławę znalazców i nagrodę. W Polsce
wnioski o nagrody toną w urzędniczych procedurach. - Działalność
poszukiwaczy powinna znaleźć jakieś ramy prawne - zgadza się prof.
Andrzej Kokowski z UMCS w Lublinie. - Niektórzy z nich są bardzo
użyteczni, często naprowadzają nas na ciekawe stanowiska.
Hajda na rabusiów
Współpraca
poszukiwaczy z archeologami może polegać nie tylko na zgłaszaniu
zabytków i nieznanych dotąd nauce stanowisk, ale też na prowadzeniu
wspólnych prac. Do takich bezprecedensowych w Polsce akcji doszło w
ubiegłym roku. Grupa archeologów i poszukiwaczy przeszukała
wykrywaczami metalu stanowisko archeologiczne w Szestnie koło Mrągowa,
o którego istnieniu i rabowaniu archeolodzy dowiedzieli się zaledwie
kilka dni wcześniej. Podczas błyskawicznej akcji znaleziono 600
zabytków z I tysiąclecia n.e., które najpewniej padłyby łupem rabusiów.
- W tej chwili nie mają tam czego szukać - podkreśla Jarosław Sobieraj.
Bez pomocy detektorystów tak sprawna akcja nie byłaby możliwa.
Wielkim
sukcesem były też wspólne badania w Nowej Cerekwi na Opolszczyźnie.
Marcin Rudnicki, archeolog z Uniwersytetu Warszawskiego, dowiedział się
o licznych złotych monetach celtyckich, które pojawiają się na czarnym
rynku. Wkrótce ustalił, że wszystkie pochodzą z Nowej Cerekwi, jednego
z najbardziej znanych celtyckich stanowisk w Polsce, które archeolodzy
badali wiele lat temu i znaleźli tylko kilka monet.
- To był
wyścig z czasem - opowiada Rudnicki. Na miejsce przybył razem z dr.
Markiem Bednarkiem z UW oraz liczną grupą wyposażonych w wykrywacze
poszukiwaczy. Z ich pomocą znaleźli 69 monet, w tym 18 złotych, i 180
innych celtyckich zabytków, z których wiele nie ma analogii na ziemiach
polskich. - Te odkrycia pokazały, że Nowa Cerekwia była czymś
niezwykłym - mówi Rudnicki.
Archeolodzy chwalą poszukiwaczy za
fachowość, wiedzę i zaangażowanie. - Nie bójmy się zatrudniać
wolontariuszy i amatorów archeologii. Oni bardzo chętnie się uczą, a
ich pomoc może być bezcenna - apeluje Przemysław Dulęba z UW.
Ze
środowiska legalnie działających poszukiwaczy mógłby wyrosnąć ruch
społeczny, który pomagałby w ochronie narodowego dziedzictwa.
Ukróciłoby to rabunek zabytków i handel nimi znacznie skuteczniej niż
zakazy.
|
|
|