Milionowe łapówki za kontrakty archeologiczne?

Archeolog: - Pierwszą łapówkę wręczyłem osobiście w 1998 r. Wtedy to był ledwie jeden procent kontraktu. Potem kwota haraczu doszła nawet do 10 proc. Szóstka naukowców przyznała się, że za łapówki zdobywali milionowe kontrakty na wykopaliska przy budowie autostrad. Wrocławska Prokuratura Apelacyjna i ABW wszczęły już śledztwo w tej sprawie. Marek Gierlach został odwołany ze stanowiska

Łapówki miał brać sam dyrektor ministerialnego Ośrodka Ochrony Dziedzictwa Archeologicznego Marek Gierlach. Taki oto "układ" "Gazeta" odnalazła w dziedzinie - wydawałoby się - całkiem wolnej od współczesnych pokus. Ale w polskiej archeologii pojawiły się pieniądze, o jakich wcześniej badacze nawet nie śnili.

Dziesiątki, setki milionów złotych trafiły do naukowców dzięki drogom. Przepisy nakazują bowiem, by przed każdą inwestycją drogową przeprowadzać badania archeologiczne: wybrać tzw. stanowiska, wykopać, co kryje ziemia, skatalogować i opracować naukowo skorupy, narzędzia, ślady cmentarzy i osad.

Płaci Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad, dla niej to ledwie parę procent inwestycji. Od dziesięciu lat o kontrakty walczą więc instytuty naukowe, firmy prywatne i konsorcja złożone z wyższych uczelni, muzeów, firm i stowarzyszeń.

Wielkie pieniądze dzieli się bez przetargów, bo Urząd Zamówień Publicznych uznał, że autostradowe wykopaliska to badania naukowe, a nie biznes. Miała liczyć się jakość prac, a tę gwarantują fachowcy.

I tu pojawia się główny fachowiec Marek Gierlach. Już za AWS tworzył jednoosobową komórkę ds. archeologii przy Generalnej Dyrekcji Dróg. Potem został szefem Ośrodka Ochrony Dziedzictwa Archeologicznego (OODA) powołanego przez wiceminister kultury Aleksandrę Jakubowską.

Prac ośrodka pilnuje rada naukowa. Rzecz jednak w tym, że część zleceń trafia do instytucji naukowych, w których pracują członkowie rady. Także oni (odpłatnie) recenzują opracowania wykopalisk. A bez pozytywnej recenzji wykonawca nie dostanie wszystkich pieniędzy.

Warszawski archeolog prof. Aleksander Bursche: - To patologia. Osoby w radzie naukowej instytucji, która wyznacza wykonawców, nie powinny same brać zleceń ani recenzować prac.

Na przykład Wrocław

Obwodnica Wrocławia. Planowana długość to tylko 35 km, wartość prac archeologicznych - aż 57 mln zł (obniżona do 30 mln). Jesienią 2005 r. wybrano wykonawców tych badań.

Tort podzielono na cztery kawałki. Dwa największe dostały oddziały Instytutu Archeologii i Etnologii PAN (wrocławski i krakowski), czemu trudno się dziwić, skoro większość członków rady naukowej OODA to właśnie pracownicy Instytutu.

Trzeci kawałek (pierwotnie 15,6 mln) dostało Poznańskie Towarzystwo Prehistoryczne. Na swej stronie informuje, że jego członkiem jest sam... Marek Gierlach.

Ostatni (pierwotnie 7,3 mln zł) wzięła zielonogórska Pracownia Archeologiczno-Konserwatorska, ale po naciskach środowiska wycofała się. Tę część kontraktu przejął wrocławski PAN. Badaniom szefuje teraz prof. Gediga, członek rady naukowej ministerialnego OODA. To on protestował przeciw zleceniu dla pracowni.

Gediga: - Chodzi o to, by badania prowadziły renomowane instytuty, a nie firmy prywatne. I dla nich jest oczywiście miejsce. Mogą dostać od nas zlecenie i pracować pod naszym nadzorem. Tylko tak zapewnimy odpowiedni poziom.

Układ się sypie

Już cztery lata temu do ministra infrastruktury Marka Pola pisał prof. Bogdan Marciniec, prezes poznańskiej Fundacji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, która w ramach konsorcjum starała się o autostradowe kontrakty. Skarżył się na stworzony przez Gierlacha "system powiązań personalnych", którego celem miał być "wtórny obieg środków finansowych".

Prof. Marciniec pamięta swoje rozmowy z dyr. Gierlachem: - Dawał mi do zrozumienia, że wybór wykonawcy badań zależy od niego. Zależało mu, bym był o tym przekonany.

Ostatnio wykopaliskami zainteresowała się ABW, po informacjach o horrendalnie drogich badaniach przy wrocławskiej obwodnicy. Śledztwo ruszyło w środę, gdy do wrocławskiej delegatury Agencji zgłosiło się sześcioro archeologów. Opowiedzieli, jak dawali łapówki pracownikom ministerialnego OODA w zamian za zlecenia na badania w całej Polsce. Od 1998 do 2003 r.mieli przekazać ponad milion złotych. Brać miał też dyr. Gierlach.

Te rewelacje potwierdza opowieść dr. Aleksandra Limisiewicza z wrocławskiej firmy Akme (specjalizuje się m.in. w wykopaliskach) i zarazem pracownika archeologii na Uniwersytecie Wrocławskim. - Z propozycją korupcji zetknąłem się raz. Na przełomie 2001 i 2002 roku przyjechał do Wrocławia zastępca Gierlacha Rafał Maciszewski. Pojechaliśmy do mego gabinetu. Chciałem się z nim zbliżyć, by rozpoznać, jak uniwersytet może zdobyć zlecenia. Napiliśmy się. Powiedział mi wprost, że jak firma Akme da 7 proc., to będą zlecenia na obwodnicę Wrocławia. Nie podjąłem tematu, Maciszewski do niego nie wracał.

Gierlach i Maciszewski zaprzeczają

Gierlach nie chce komentować zarzutów o łapówki: - Nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem.

Zapewnia, że prace przy autostradach prowadzą wszystkie liczące się placówki archeologiczne, nikt nie jest preferowany. Twierdzi, że jego OODA pilnował jakości wykopalisk i powstających opracowań naukowych: - Mieliśmy kilka kontroli NIK. Nigdy nie było poważniejszych zastrzeżeń.

Zaprzecza, by instytucje związane z radą naukową OODA były preferowane przy wyborze wykonawców: - Rada składa się z wybitnych archeologów. Trudno, by pominąć w badaniach instytuty, w których pracują. Wtedy wykopaliska realizowałaby czwarta liga.

Maciszewski też nie czuje się winny. Owszem, spotkał się z dr. Limisiewiczem na wódce. Ale w Warszawie, a nie we Wrocławiu. I to Limisiewicz, a nie on, proponował łapówkę: "Pocałuj się w d..." - tak mu odpowiedziałem.

Dodaje, że miał więcej korupcyjnych propozycji.

- Dlaczego nie zawiadomił Pan prokuratury?

- Miałem wątpliwości, czy na pewno chodzi o łapówkę. Nikt nie przyszedł z kopertą. Były tylko opowieści o wczasach na Hawajach. Propozycji Limisiewicza też nie potraktowałem poważnie.

Ujazdowski odwołuje

Gierlach i Maciszewski nie zarządzają już Ośrodkiem.

Pierwszego odwołał w piątek minister Kazimierz Ujazdowski, drugi podał się do dymisji.

Wiceminister kultury Tomasz Merta: - Od kilku miesięcy resort miał sygnały, że coś złego się dzieje w OODA. Część środowiska archeologów skarżyła się na sposób wybierania wykonawców wykopalisk. Pojawiały się posądzenia, że Ośrodek stworzył nieprzejrzysty, korupcjogenny system. W czwartek zawiadomiliśmy prokuraturę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.